Od dwóch dni czytam o rzekomej aferze z masowymi „konsumenckimi” pozwami przeciwko prowadzącym sklepy internetowe. Tymczasem taką wątpliwą etycznie praktykę stosowaną przez niektórych prawników i „konsumenckie” organizacje obserwuję na rynku od dawna. Zupełnie inną sprawą jest fakt, że sklepy w Polsce rzeczywiście masowo stosują w swych regulaminach klauzule niedozwolone. Nic nowego.
Już jakiś czas temu z „prokonsumenckich pozwów” zasłynęło m.in. Stowarzyszenie Towarzystwo Lexus. Model działania tan sam, co przy obecnej „aferze„. Tylko akcja nie aż tak masowa, stąd może o sprawie nie było tak głośno jak teraz. Moim zdaniem oburzenie przede wszystkim powinien budzić jednak nie sam fakt masowego pozywania sklepów internetowych za klauzule abuzywne w regulaminach, a to, że pozwy są składane osobno na każdy „trefny” zapis. W tym momencie trudno się dziwić, że takie działania są w odczuciu społecznym bardziej nakierowane na „wyłudzanie” kosztów sądowych, a nie dobro konsumentów (jakkolwiek rozumiane). Tak samo jak propozycje „ugody” nieodparcie w środowisku małego i średniego e-biznesu kojarzone są bardziej z szantażem czy też próbą wyłudzenia, a nie z szukaniem wspólnych racjonalnych rozwiązań (o czym świadczy obecna burza na forach internetowych).
Warto też zauważyć, że profesjonalni „obrońcy konsumentów” różnej maści nie próbują nawet zadzierać z dużymi podmiotami. A przecież regulaminy wielkich graczy na polskim rynku również mogą budzić zastrzeżenia pod względem respektowania praw konsumentów. Jako przykład można podać wątpliwości jakie budził sposób wprowadzenia usługi Płacę z Allegro (PzA) czy nowy regulamin nk.pl. Nie słyszałem też, żeby np. jakieś szlachetne stowarzyszenie „prokonsumenckie” pozwało do SOKiK właściciela Pobieraczka, za wątpliwe etycznie i prawnie praktyki stosowane przez serwis (zajął się tym dopiero UOKiK – niestety, ze średnim skutkiem). Wiadomo: z „dużym” łatwiej można się ewentualnie „sparzyć” – stać go bowiem na armię dobrych prawników i długotrwałe batalie sądowe (łącznie z ewentualnymi postępowaniami „odwetowymi”).
Powyższe oczywiście nie usprawiedliwia jednak moim zdaniem powszechnej praktyki stosowania również (a może zwłaszcza?) przez małe i średnie sklepy internetowe niedozwolonych klauzul konsumenckich. Z drugiej strony interes konsumentów nie usprawiedliwia stosowania przez podmioty rzekomo walczące o prawa konsumenckie praktyk co najmniej wątpliwych etycznie. Rozumiem – jeden regulamin, jeden pozew dotyczący wszystkich ewentualnych naruszeń. A nie sztuczne generowanie kosztów sądowych na zasadzie osobny pozew za każdą klauzlę, choćby była w tym samym regulaminie.
Wkrótce, jak będę miał czas, być może opiszę swój nieśmiały pomysł jak można by spróbować „proceduralnie” zwalczyć przed Sądem Ochrony Konkurencji i Konsumentów przynajmniej sztucznie „nadmuchane” koszty procesu. Od razu zastrzegam, że nie testowałem tego jeszcze w praktyce i nie wiem czy chwyci, bo postępowanie przed SOKiK jest postępowaniem odrębnym (ma specyficzne reguły). Rozwiązanie przyszło mi na myśl już jakiś czas temu – kiedy zacząłem obserwować praktyki wspomnianego Towarzystwa Lexus, które już dawno wpadło na to, że pozywanie za klauzule to dobry interes. Tylko czy rzeczywiście chodzi (przede wszystkim) o interes konsumentów?
A tak swoją drogą: Kochani Polscy e-Przedsiębiorcy! Może byście przestali przeklejać do swoich sklepów sztampowe (i zazwyczaj niezgodne z prawem konsumenckim) regulaminy z przypadkowych miejsc w internecie i albo postudiowali przepisy (polecam m. in. Kodeks cywilny, ale warto też zajrzeć do ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną) oraz Rejestr klauzul niedzowolonych, albo skorzystali z porad profesjonalisty. Żaby się nie sprawdzało nasze niechlubne przysłowie, że Polak mądry po szkodzie. Zróbcie dobrze sobie i konsumentom. Wtedy nie dacie zarobić ich „obrońcom”.