Wczoraj słyszę: Child Alert, uruchomiono drony, poruszono wszystkie jednostki w Polsce i w Niemczech, bo zaginęła Maja. Sukces Policji i pierwsze użycie systemu… Który uruchomiono… w listopadzie… 2013 r. Dzisiaj maleńkimi literkami dowiaduję się u Morozowskiego, że kilkanaście dni temu NIK miał zastrzeżenia do systemu. Ten obraz nakłada mi się na dzisiejszy szoł Putina. Jaja sobie robimy?
To, że o systemie Child Alert nie było do tej pory głośno i że uruchomiono go w listopadzie… 2013 r., wyłapałem już wczoraj. Od razu zapaliło mi się czerwone światełko. Rozbrysło czerwoną flarą (policyjną), jak zobaczyłem skalę działań naszej dzielnej Policji. Oto postawione wszystkie jednostki, samoloty, drony. Wizerunek Mai ponoć w internecie, w mediach… W Polsce i w Niemczech.
Co więcej, rzecznik Policji, ten mój ulubiony, z fałszywą twarzą poczciwca i uśmiechem pod tytułem „szczera dupa” opowiada, jak znaleziono (niczym w stogu siana) bucik dziewczynki 10 km. od granicy. Nie podaje szczegółów, ale ja już sobie wyobrażam tylarierę oddziałów specjalnych, jak się rozciąga od Złotoryi po Szczecin wzdłuż Odry i krok po kroku szukają śladów i znajdują… bucika…
A teraz zastanówmy się. Ginie nam dziecko. Idziemy na Policję. I co? I nic… Proszę poczekać, może się znajdzie, etc.
Pół dnia dzisiaj oglądałem szoł Putina. I jak zobaczyłem potem u Morozowskiego pasek gdzie dużymi literami było, że system pomógł znaleźć Maję, a małymi, że NIK miał zastrzeżenia (nic dziwnego bo pewnie wydano duże publiczne pieniądze a teraz, po półtora roku wreszcie go użyto – pierwszy raz), to po prostu skojarzyło mi się to z niczym innym jak z putinowskimi metodami propagandy.
Zresztą ostatnio ciągle mam wrażenie, że z mediami w Polsce jest coraz gorzej. A skala manipulacji rządzących i pociągających sznurkami jest po prostu niesamowita (a media dają się manipulowac lub – co bardziej pewne – świadomie uczestniczą w tej grze).
I choć daleko nam zapewne do Federacji Rosyjskiej i dobrego Wujka Putina, co powiedział dziś cynicznie, że on nie widzi nic złego w dawaniu kwiatów w miejscu zabicia Niemcowa, a potem obiecuje że da Moskwie ulicę Wysockiego (nie mówiąc już o tym, że zadzwoni do gubernatora tego a tego i załatwi prośby prostych ludzi z prowincji), to uważam, że są poważne powody do niepokoju czy media w Polsce są naprawdę niezależne – bo niezależne media to też takie, które nie pozwalają się manipulować rządzącym.
A nawet Morozowski nie nagłośnił dziś moim zdaniem wystarczająco mocno, że coś jednak jest nie tak z wczorajszą akcją odtrąbienia mega sukcesu znalezienia Mai dzięki cudownemu systemowi, którego przez póltora roku od powstania nie użyto ani razu w ogóle. A teraz po kontroli NIK nagle, jak to się brzydko mówi, dupa zaczęła sie co poniektórym palić. No i jeszcze wybory.
Szczęśliwie więc Maja została porwana we właściwym czasie dla rządzących i odpowiedzialnych za system. Niesmaczne to – przez te półtora roku pewnie nie wszystkie rodziny zaginionych dzieci miały tyle szczęścia. Oby system teraz działał dalej równie skutecznie jak przy precedensowej akcji. Mam nadzieję, że media się tym zainteresują i będą informować o kolejnych sukcesach „dzięki systemowi”.
[AKTUALIZACJA]
No właśnie. Mamy czarno na białym, że coś jest nie tak. Czemu skoro od końca 2013 roku, kiedy to rzekomo „uruchomiono” (cudzysłów użyty celowo) już w Polsce system Child Alert, użyto go po raz pierwszy dopiero w tym miesiącu, to jest kwietniu 2015 roku? W międzyczasie zgłoszono zaginięcia przynajmniej 10 tysięcy dzieci w Polsce, przy czym ani razu nie skorzystano z cudownego systemu, który ostatnio tak cudownie i szybko pomógł odnaleźć Maję? Skoro tak kluczowe było użycie systemu dla znalezienia, jak to odtrąbiły ostatnio media, to czemu nie używano go w przypadku około 10 tysięcy zgłoszeń zaginięć, jakie miały miejsce już w okresie działania systemu?
Oto zrzut ekranu z dzisiejszego Czarno na Białym w TVN, liczby mówią za siebie: