Okazało się, że swobodne szafowanie „darmową” muzyką w Internecie to za mało. Jeżeli można ponad dziesięciokrotnie zmniejszyć objętość cyfrowo zapisanej muzyki przy utrzymaniu nadal jakości zbliżonej do audio CD (dzięki czemu można taką muzykę w miarę szybko przesyłać siecią-często łamiąc przy tym prawa autorskie), to dlaczego nie zrobić by tego samego z filmem – np. takim nagranym na DVD? Problem w tym, że na pomysł ten wpadli najpierw ludzie związani z Microsoftem, i to oni są właśnie jedynymi legalnymi „właścicielami” standardu MPG 4, znanego szerzej ze swej zwulgaryzowanej (czytaj kradzionej) postaci, kryjącej się pod tajemniczą nazwą DiviX 😉

Ten porozumiewawczo-aluzyjny emotikon („przymrużenie oka”) na końcu nazwy, to nic innego, jak bezczelne przyznanie się do kradzieży i namawianie do niej. Używanie DiviXa może bowiem rodzić różne skutki prawne – i to dla wielu osób, nie tylko dla tych, którzy wykradli pomysł od Wielkiego Brata i z microsoftowego MPG4, stworzyli „własnego” darmowego DiviXa. Ci ostatni będą odpowiadać przede wszystkim za plagiat i nieuczciwą konkurencję

Problemy prawne nie ominą jednak i zwykłych „użytkowników” DiviXa. Na pierwszym miejscu należy tu wspomnieć o kwestii praw autorskich do utworów kodowanych za pomocą technologii z „przymrużeniem oka”. DiviX, a właściwie mpg 4, jest bowiem niczym innym jak tylko jeszcze jedną zaawansowaną technologią kompresji (tak jak np. mp3, o której pisałem już w grudniowym CHIPie), jedynie nowym rodzajem „nośnika”, który nie niweluje istniejących praw autorskich, ani ich nie zmienia. Generalnie zatem jeżeli filmy – nieważne czy w formacie DiviX, czy innym – nie są autoryzowane przez twórcę lub producenta (ewentualnie inny uprawniony podmiot), to kodowanie ich w DiviXie, a szczególnie rozpowszechnianie, jest nielegalne (chyba, że chodzi o prawdziwy użytek osobisty – patrz grudniowy CHIP

Jednak DiviX stawia nowe pytania natury prawnej, które mogą dotyczyć każdego z nas. Problematyka „tajemniczego uśmieszku” okazuje się bardziej zawiła i różnorodna niż w przypadku osławionego i „przerabianego” już przez prawników na wiele sposobów mp3. Powstaje np. pytanie, czy można w ogóle legalnie kodować do formatu DiviXa, skoro sama już technologia jest skradziona, a zatem nielegalna. Mam tu oczywiście na myśli sytuację, gdy np. dysponujemy prawami autorskimi do dzieła filmowego (np. do filmu amatorskiego, który sami zrobiliśmy) i chcemy je zakodować w formacie mpg4. Ponieważ nie chcemy jednak płacić za oryginalny codec MPG4 Microsoftu, używamy w tym celu „darmowego” codeca – DiviXa. Darmowego, ale kradzionego. Powstaje zatem pytanie, czy takie działanie jest legalne.

Niestety, prawo wciąż nie nadąża za rozwojem nowych technologii, o czym świadczą choćby długie i głośne procesy Napstera, który wciąż próbuje uniknąć odpowiedzialności za szafowanie kradzioną muzyką”. W przypadku DiviXa jest jeszcze gorzej, bo na razie brak precedensów w ogóle. A szczególnie dotyczących przedstawianej problematyki. Osobiście, jako prawnik, opowiadałbym się jednak za uznaniem używania nielegalnej technologii za nielegalną, niezależnie od tego czy same utwory, które chcemy kodować są legalne czy też nie. Per analogiam, porównałbym bowiem taką sytuację do używania nielegalnej kopii oprogramowania – to tak, jakbyśmy się bronili, że to nie my utworzyliśmy nielegalną kopię, że my tylko jej używamy. Co za różnica? Z punktu widzenia prawa żadna.

Z filmami wiążą się jednak dalsze problemy. Choćby kwestia napisów. Większość filmów jest, mówiąc brutalnie, kradzionych z DVD lub kina. Są to często najnowsze, premierowe pozycje, które nie dotarły jeszcze nawet do Polski. Tłumaczeń nie ma więc w ogóle, zatem nie można ich nawet ukraść. Rodzi się więc nowy proceder – opracowywanie tłumaczeń. O ile bowiem panuje już w miarę powszechna świadomość, że wpuszczanie muzyki lub filmów do sieci i ich rozpowszechnianie bez zgody odpowiednich podmiotów praw jest nielegalne i może być ścigane (a zatem raczej nie umieszcza się już ich jawnie na stronach WWW, a jeśli już, to przynajmniej mocno ukrywa), o tyle brak takiej świadomości co do tłumaczeń (sam znalazłem setki „jawnie” ogłaszających się stron z całymi katalogami tłumaczeń). Wydawałoby się zatem, że własne tłumaczenia są jako takie legalne. Jednak sprawa nie jest taka prosta.

Zgodnie z polskim prawem autorskim (podobnie zresztą, jak w większości zagranicznych ustawodawstw), samo tłumaczenie jest dziełem odrębnym od oryginału, choć zależnym od niego. Autorowi przysługują zatem prawa autorskie do tłumaczenia. Jednak samo tłumaczenie wymaga zgody właściciela praw do oryginału (na tym właśnie polega prawny i praktyczny zarazem sens wspomnianej „zależności”). Dodatkowo powstaje osobny problem prawa do integralności dzieła, bo przecież dystrybutor, ma prawo decydować o tym w jaki sposób rozpowszechniane przez niego dzieło będzie odbierane. A tłumaczenie zdecydowanie wpływa na sposób odbioru i rozumienia dzieła. O tak ważnych sprawach może decydować tylko i wyłącznie podmiot praw autorskich, a więc: po pierwsze o tym, czy pozwolić komuś na tłumaczenie w ogóle, po drugie, niezależnie od zgody czy też odmowy w pierwszej kwestii, to w gestii danego podmiotu praw do utworu jest wybranie tego właśnie, a nie innego tłumaczenia, jako nadającego się do dystrybucji z filmem (może być więc tak, że ktoś dostanie zgodę na tłumaczenie, ale to nie znaczy wcale, że potem dystrybutor, jako podmiot praw autorskich do rozpowszechniania danego filmu w Polsce, wybierze właśnie to tłumaczenie filmu, a nie inne

Oczywiście, czym innym jest domowe tłumaczenie filmu na domowe potrzeby. Mam tu na myśli np. sytuację, gdy dostajemy od cioci ze Stanów film na video w oryginale – jeszcze przed premierą w Polsce. Takie tłumaczenie na potrzeby własne jest w pełni akceptowalne. Naruszeniem praw autorskich, jest natomiast nielegalne rozpowszechnianie na masową skalę własnych wersji tłumaczeń na stronach WWW. Nie ma tu bowiem mowy o własnym, dozwolonym użytku, gdyż dostęp do naszych stron ma nieograniczona i z góry nieokreślona liczba osób (a więc udostępniamy tłumaczenie publicznie). To już jest rozpowszechnianie – nielegalne przede wszystkim ze względu na brak zgody na tłumaczenie. Dodatkowo, jeżeli tłumaczenie takie jest rozpowszechniane z filmem nagranym w DiviXie, to narusza ono na pewno osobiste prawo autorskie w postaci prawa do integralności dzieła filmowego (ktoś przecież miał określoną wizję jego odbioru) – niezależnie od tego, że sama już dystrybucja filmu w DiviXie, bez zgody podmiotów uprawnionych, jest nielegalna.

Komentarze