Kilku amerykańskich dostawców usług internetowych ( ISP ) otrzymało niedawno e-maile z żądaniem usunięcia odnośników prowadzących do artykułów poświęconych błędom w systemach elektronicznego liczenia głosów wyborczych. W przeciwnym wypadku ISP zostaną wytoczone powództwa cywilne. Zgodnie z amerykańską ustawą DMCA podmiot, który na żądanie uprawnionego usunie materiały naruszające prawo, unika odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich.
Zdaniem Diebold Inc., firmy zajmującej się analizą głosów oddawanych przez wyborców za pośrednictwem Internetu, kontrowersyjne linki prowadzą do materiałów chronionych prawem autorskim. Według wielu środowisk, w tym Electronic Frontier Foundation, tego typu żądania nie służą ochronie praw autorskich a ograniczaniu wolności słowa w Internecie. Zwłaszcza, że firma jeśli chce uniknąć procesu, nie ma wyboru. Musi usunąć wskazane materiały – bez względu czy będą to tylko odnośniki, czy też strony WWW. Polskie prawo zawiera przepisy, które regulują kwestię wyłączenia odpowiedzialności ISP za materiały naruszające prawo, umieszczane na jego serwerach. Zgodnie z art. 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę, nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej informacji o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych. We wskazanym powyżej przykładzie, zawiadomienie o treściach naruszających prawo od pochodzące od podmiotu praw autorskich należałoby uznać za „wiarygodną informację”. Firma udostępniająca np. miejsce na darmowe strony WWW, aby uniknąć odpowiedzialności cywilnej musiałaby usunąć wskazane materiały. Jednocześnie nie odpowiadałyby za szkody wywołane uniemożliwieniem dostępu do kontrowersyjnych danych, gdyby powiadomiła o zamiarze ich usunięcia usługobiorcę ( czyli np. webmastera ).
Problem w tym, że aby uniknąć odpowiedzialności firma musi działać „niezwłocznie” a przypadki naruszenia praw autorskich należą często do spraw skomplikowanych, których nie da się jednoznacznie ocenić już na pierwszy rzut oka. W rezultacie zamiast ochrony praw autorskich może rzeczywiście dojść do ograniczania konstytucyjnie chronionej wolności słowa. Na razie brak jednakże rodzimych rozstrzygnięć w tej kwestii.
Więcej na temat kontrowersyjnych żądań: