Polska ustawa hazardowa zabrania Polakom uprawiać hazard on-line z Polski w zagranicznych serwisach. Ostatnio było głośno o ukaraniu nakazem karnym dwóch Polaków właśnie za takie granie. Ponoć służby celne mają kilkanaście tysięcy namierzonych delikwentów. Problem w tym, że takie działania są niezgodne z wyrokami Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
O absurdach polskiej ustawy (anty?) hazardowej pisałem wielokrotnie. Polecam zapoznanie się choćby z tekstem pt. „Od dzisiaj gry hazardowe on-line zakazane” czy „Będą zabierać komórki i laptopy za hazard?”. Dość niedawno też pisałem o tym jak chcieli nawet zamknąć AntyApps za straszną zbrodnię polegającą (jedynie) na recenzji aplikacji do zakładów bukmacherskich na smartfona (bet365).
Pod koniec zeszłego roku było głośno o wydaniu pierwszego wyroku nakazowego wydanego w postępowaniu karnym przeciwko graczowi z Polski, który grał ponoć w zagranicznych serwisach hazardowych. Działający w charakterze oskarżyciela publicznego Urząd Kontroli Skarbowej w Szczecinie oskarżył hazardzistę o to, że w latach 2009-2011, działając w krótkich odstępach czasu, wielokrotnie uczestniczył – przez sieć Internet – w zagranicznych grach losowych i zagranicznych zakładach wzajemnych. Gracz został ukarany przez Sąd Rejonowy w Szczecinku grzywną w kwocie 5 tysięcy złotych oraz obciążono go kosztami procesu w kwocie 500 zł (wyrok nakazowy). Problem w tym, że nowe prawo hazardowe zabraniające granie on-line m. in. w zagranicznych serwisach obowiązuje dopiero od 2011 roku…
Na szczęście oskarżony się odwołał i to na razie z dobrym skutkiem, bo sprawa została cofnięta do uzupełnienia (wyrok nakazowy w postępowaniu karnym jest wydawany niejako z automatu, zgodnie z nawet słabo popartymi dowodami oskarżyciela i dopiero zaskarżenie go powoduje głębszą weryfikację sprawy przez sąd).
Podobny wyrok nakazowy został wydany przez Sąd Rejonowy w Gryficach II Wydział Karny. Tym razem delikwenta ukarano grzywną w wysokości 3 tysięcy złotych.
Tymczasem wiceminister finansów Jacek Kapica chwali się, że podległa mu Służba Celna (odpowiedzialna w Polsce za ściganie „nielegalnego hazardu”) namierzyła prawie 25 tysięcy „nielegalnych” internetowych hazardzistów, w tym ponoć dobrze ponad 17 000, którzy uzyskali wygraną na łączną kwotę 27 mln (ci są oczywiście jako pierwsi na celowniku). Powstaje pytanie jak uzyskano dane osobowe graczy?
Sprawa jest co najmniej podejrzana i doczekała się już nawet interwencji posła Artura Górczyńskiego, który wysłał do ministra Jacka Kapicy oficjalne pismo z pytaniami dotyczącymi m. in. tego, skąd Służba Celna wiedziała które konta bankowe sprawdzać pod kątem transferów opłat za zakłady w zagranicznych serwisach hazardowych on-line?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Prawda stara jak świat. 17 tysięcy graczy razy minimum 3 tysiące złotych grzywny daje nam 51 milionów złotych dla Skarbu Państwa. No i oczywiście chodzi o ochronę hazardu „legalnego” w Polsce, na którym państwo nie zarabia tyle, ile by chciało – z uwagi na szeroką działalność konkurencji z innych krajów unijnych, nad którą resort finansów nie ma żadnej kontroli.
Legalny hazard to ten, pobłogosławiony przez Państwo (ale nie on-line, za wyjątkiem zakładów bukmacherskich przez ustawę hazardową dozwolonych także on-line, ale wyłącznie na podstawie zezwoleń udzielanych przez Ministerstwo Finansów, a tych wydano w Polsce kilka). To hazard, na które państwo polskie dało koncesje (jest ich niewiele), albo w którym państwo ma bezpośredni udział, wręcz go organizuje. Bo czym jest Lotto organizowane przez Totalizator Sportowy, w którym udział ma państwo?
Tyle, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości (zwany potocznie ETS, obecnie jest to Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej) orzekł, że państwo nie może być przysłowiowym psem ogrodnika – nie może zabraniać i karać za granie w gry hazardowe za granicą, podczas gdy samo organizuje hazard.
Rozmawiałem o sprawie z moim Szanownym Kolegą, specjalistą od prawa hazardowego w Polsce, mecenasem Wiktorem Zakrzyńskim, który właśnie w kontekście opisanej wyżej nagonki na internetowych graczy, podsunął mi orzeczenie ETS dnia 6 listopada 2003 r w sprawie sygn. C-243/01 Gambelli i inni.
W orzeczeniu tym można znaleźć między innymi następujące tezy:
· (…) swobodne świadczenie usług obejmuje nie tylko swobodę usługodawcy w oferowaniu i wykonywaniu usług dla usługobiorców zamieszkałych lub mających siedzibę w państwie członkowskim innym niż państwo, na którego terytorium znajduje się usługodawca, lecz także swobodę przyjmowania usług lub korzystania, jako usługobiorca nieskrępowany ograniczeniami, z usług oferowanych przez usługodawcę mającego siedzibę w innym państwie członkowskim (zob. podobnie wyroki: z dnia 31 stycznia 1984 r. w sprawach połączonych 286/82 i 26/83 Luisi i Carbone, Rec. s. 377, pkt 16; z dnia 26 października 1999 r. w sprawie C‑294/97 Eurowings Luftverkehr, Rec. s. I‑7447, pkt 33, 34).
· (…) zakaz uczestniczenia, pod groźbą sankcji karnej, w zakładach wzajemnych urządzanych w państwach członkowskich innych niż państwo, na którego terytorium zamieszkuje obstawiający gracz, stanowi ograniczenie swobodnego świadczenia usług.
Uwieńczeniem powyższego jest, jak ja to nazwałem, sformułowany w powołanym wyroku ETS, zakaz bycia przez państwo właśnie przysłowiowym psem ogrodnika dla własnych obywateli.
Jak stwierdził bowiem Europejski Trybunał Sprawiedliwości, w sytuacji, gdy władze państwa członkowskiego nakłaniają i zachęcają konsumentów do udziału w loteriach, grach hazardowych lub zakładach wzajemnych po to, by Skarb Państwa czerpał z nich korzyści finansowe (patrz choćby reklamy Lotto!), władze tego państwa nie mogą powoływać się na porządek publiczny i ład społeczny oraz związaną z tym potrzebę ograniczenia możliwości grania w celu uzasadnienia środków represji, takich jak na przykład te, które zastosować pragnie oskarżyciel publiczny w postępowaniach karnych, wszczynanych przed sądami w Polsce.
Nie popieram uprawiania hazardu, zwłaszcza nałogowego. Tak jak nie popieram np. nałogowego picia, choć wszystko jest dla ludzi: alkohol przecież jest dostępny w sklepach, a państwo czerpie krocie z akcyzy.
Jednak przyznacie, że wyjątkową obłudą jest reklamowanie Lotto przez państwowego Totalizatora Sportowego, w którym m. in. emeryci przepuszczają emerytury (choć z rzadka gra też młodzież i ludzie w średnim wieku) przy równoczesnym zakazywaniu i karaniu za korzystanie z zagranicznych, legalnych za granicą, gier hazardowych?
Na tym właśnie polega problem Lotto, że młodzież zdecydowanie w to nie gra, bo w dzisiejszym świecie skaczące piłeczki to widok zdecydowanie średnio ekscytujący – młodzi mają wiele innych, ciekawszych gier w zasięgu ręki, czy raczej myszki… Więc przerażone perspektywą utraty zysków polskie państwo niczym pies ogrodnika nie pozwala swoim obywatelom grać w zagranicznych serwisach – legalnych w miejscu pochodzenia, zdelegalizowanych w Polsce(nowelizacją ustawy hazardowej z 2011 roku). Bynajmniej więc nie chodzi o ochronę młodzieży przed hazardem, ale o utrzymanie dotychczasowych zysków z hazardu oferowanego w Polscę.
Na koniec warto też przypomnieć wcześniejszą nagonkę na tzw. kioski internetowe, które masowo są konfiskowane przez Służbę Celną oraz ostatnie wyroki polskich sądów, które odwołały się do wyroków Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, z których wynika, że przepisy polskiej ustawy hazardowej zostały wydane z naruszeniem prawa unijnego (jako „przepisy techniczne” nie były przed uchwaleniem odpowiednio notyfikowane w Komisji Europejskiej), w związku z czym przepisy te nie mogą być stosowane.
Wracając natomiast do sprawy „gracza zero” ukaranego za granie on-line z Polski na zagranicznych serwerach przez Sąd Rejonowy w Szczecinku, to najnowsze wiadomości są takie, że po odwołaniu się oskarżonego od karnego wyroku nakazowego, sąd zwrócił sprawę oskarżycielowi publicznemu (w konkretnym wypadku Urzędowi Kontroli Skarbowej w Szczecinie) do uzupełnienia, nie zostawiając na organie postępowania przygotowawczego suchej nitki (w szczególności urzędnicy nie powiązali przelewów z faktem uczestnictwa w grach, ponadto wykazane przelewy dotyczą też okresu sprzed nowelizacji w roku 2011 ustawy hazardowej, która zabroniła hazardu on-line za granicą).
Mecenas Wiktor Zakrzyński tak podsumował całą sprawę:
„Obiektywnie oceniając stan prawny istotny dla graczy on-line korzystających z zagranicznych serwisów hazardowych, trzeba powiedzieć, że mogą oni spać raczej spokojnie. Chociaż nie jest wykluczone, że jakiś ambitny urzędnik skarbowy czy celny będzie próbował zaciągnąć takich ludzi do sądu, to jednak szanse na wyrok skazujący są niewielkie.
Patrząc nieco z boku na to urzędnicze szaleństwo trzeba powiedzieć, że służby resortu finansów po raz kolejny wydają się być zaskoczone prawnymi konsekwencjami obecności Polski w Unii Europejskiej, chociaż już 11 rok jesteśmy w tej organizacji. Ministerialnym decydentom warto więc polecić antyczną paremię, jakże często i chętnie przypominaną obywatelom właśnie przez różnej maści urzędników: DURA LEX, SED LEX…”.
Podpisuję się pod jego wnioskami obiema rękami. Mec. Rafał Cisek.