#REF! Wstęp

W niniejszym opracowaniu pragniemy omówić w przystępny i syntetyczny sposób
niektóre podstawowe zagadnienia prawne, jakie wiążą się lub mogą się wiązać z
prowadzeniem działalności gospodarczej przy pomocy Internetu lub posługiwaniem
się nim w związku z szeroko rozumianą aktywnością biznesową. Ze względu na
szczególny charakter działalności gospodarczej „na odległość” z wykorzystaniem
komunikacji elektronicznej i wynikające stąd zagrożenia dla konsumentów, nie
sposób było uniknąć regulacji związanych również z ochroną konsumentów w handlu
elektronicznym. Wiąże się to z omówieniem szczególnych wymagań jakie stawiane są
z tego względu przedsiębiorcom, którzy świadczą dobra towary, jak również tzw.
dobra informacyjne i szeroko pojęte usługi, drogą elektroniczną – bezpośrednio
lub przy jej pomocy.

Działalność gospodarcza przy użyciu Internetu może być prowadzona na bardzo
wielu płaszczyznach. Obniżenie barier wejścia na rynek, łatwy, tani i
bezpośredni dostęp do dostawców i producentów z jednej strony a do klienta
(zarówno indywidualnego jak i korporacyjnego) z drugiej strony – i to
praktycznie na całym świecie, oraz niedroga infrastruktura organizacja i
zarządzanie, powodują, że aktywność biznesowa coraz chętniej przenoszona jest
właśnie do Cyberprzestrzeni.

W takich sytuacjach najważniejszym elementem działalności staje się sam produkt
(usługa), jego dostępność i konkurencyjność, a traci na znaczeniu fizyczne
zaplecze aktora gry rynkowej. Przedsiębiorstwa porzucają materialną
infrastrukturę, co staje się atutem prowadzonych je przedsiębiorców. Podmiot
gospodarczy przestaje być bowiem kojarzony – jak to było dotychczas – przede
wszystkim z miejscem, gdzie znajdowały się budynki biurowe z logami na zewnątrz
i sztabem kosztownego personelu wewnątrz, który i tak nie potrafił spełnić
odpowiednio oczekiwań klienta. Powodowało to utrwalanie bardzo silnej pozycji
przedsiębiorcy na rynku lokalnym, gdzie miał fizyczne zaplecze przy stosunkowo
słabym zasiągu globalnym (bariery ekonomiczne i geograficzne). Ponadto
przedsiębiorstwa, w skład których wchodziły klasyczne jednostki
produkcyjno-usługowe nie były postrzegane korzystnie przez klientów, ze względu
na brak odpowiedniej komunikacji dwukierunkowej i to zarówno w stosunkach
wewnętrznych (pracownicy), biznesowo-biznesowych (dostawcy, dystrybutorzy,
partnerzy), jak i biznesowo-konsumencich. Jeżeli chodzi o te ostatnie stosunki,
to podstawową wadą ich modelu, było stawianie klientów tylko w roli petentów,
którzy mogli ewentualnie nieśmiało wyrażać swoje preferencje

W obecnym modelu gospodarki opartej na wiedzy, podstawowym dobrem gospodarczym
staje się informacja i jej pochodne. Z jednej strony ten bowiem zdobędzie
większy rynek, kto szybciej i taniej zdobędzie informację – m. inn. o
preferencjach konsumenckich – i kto się do niej dynamiczniej dostosuje, z
drugiej strony pojawiają się nowe kategorie produktów oparte na tzw. usługach i
dobrach informacyjnych. Ich charakterystyczną cechą jest świadczenie tych dóbr
bezpośrednio poprzez Sieć. Zaliczać do nich będziemy m. inn. programy
komputerowe czy inne utwory autorskie dystrybuowane przy pomocy Internetu, bazy
danych (chronione nowym prawem podmiotowym, stworzonym na wzór autorskiego które
statuuje ustawa o ochronie baz danych), domeny internetowe, usługi hostingowe,
wszelkiego rodzaju outsourcing oparty na komunikacji elektronicznej oraz usługi
polegające na płatnym dostarczaniu różnorakich treści, w tym informacyjnych,
edukacyjnych, biznesowych, reklamowych jak również należących do sfery szeroko
pojętej kultury i sztuki (e-prasa, e-learning, e-monitoring, e-reklama, content
providing). Oczywiście nie jest to wyliczenie wyczerpujące.

Równoczesna obecność w obrocie internetowym przedmiotów materialnych, a więc
rzeczy w rozumieniu prawa cywilnego, nie neguje wartości informacji i dóbr
niematerialnych, które stanową dodatkowe narzędzie zarówno dla przedsiębiorcy
internetowego, jak i jego konsumenta. Ten pierwszy bowiem dzięki odpowiedniej
informacji zdobędzie wiedzę o preferencjach potencjalnego odbiorcy, z kolei
konsument szybko wybierze najkorzystniejszą ofertę (m. inn. dzięki specjalnym
wyszukiwarkom – np. tzw. comparsion shops, usługom świadczonym w Internecie,
które polegają na podawaniu informacji, który z oferentów w Sieci ma
najkorzystniejszą cenę lub produkt spełniający określone oczekiwania).

Wszystko powyższe powoduje, że zagadnienia prawne związane z prowadzeniem
działalności w Cyberprzestrzeni są szczególnie złożone (ze względu na
przenikanie się dóbr materialnych i klasycznych usług – np. dostaw kurierskich,
z dobrami bądź usługami świadczonymi na odległość i w sposób zdematerializowany)
i zahaczają o wiele dziedzin prawa. Ponadto ułatwienia jakie dają nowe cyfrowe
media rodzą zarówno nowe szanse (i ułatwienia), jak i zagrożenia, co staje się
obecnie przedmiotem wielu nowych regulacji prawnych. Postaramy się omówić
niektóre z nich.

Sprzedaż towarów i usług w Internecie

Coraz częściej mamy do czynienia w praktyce z tzw. sklepami internetowymi,
których funkcja, jak się wydaje, jest zbliżona do tych rzeczywistych. Zamiast
witryny sklepowej z wystawionymi towarami i podaniem cen, mamy bowiem do
czynienia z odpowiednią stroną WWW, na której prezentowane są zazwyczaj
miniaturowe fotografie oferowanych przedmiotów wraz z ich opisem (podaniem
właściwości) oraz żądaną ceną. Powstaje jednak pytanie, jak traktować tego typu
prezentacje internetowe z punktu widzenia prawnego. W szczególności warto
zastanowić się czy sprzedawca może odmówić nam sprzedania towaru – bądź to w
ogóle, bądź to na przykład po podanej on-line cenie. Problem ma więc
niewątpliwie wymiar wysoce praktyczny – zarówno dla konsumentów, jak i wszelkich
przedsiębiorców, którzy coraz częściej i powszechniej dokonują transakcji z
wykorzystaniem Sieci

Aby odpowiedzieć na powyższe pytania, trzeba sięgnąć do podstawowych pojęć prawa
cywilnego, a w szczególności do części ogólnej Kodeksu cywilnego.

Na wstępie należy zauważyć, iż przy zakupach internetowych mamy do czynienia
przeważnie z zawarciem umowy sprzedaży do którego dochodzi albo w drodze rokowań
(negocjacji), albo w tzw. trybie ofertowym. Innym trybem może być przetarg,
który jest jednak bardziej powszechny w przypadku internetowych serwisów
specjalizujących się w organizacji tzw. aukcji on-line. Przy tego jednak typu
przedsięwzięciach, sprzedawcami dóbr są zazwyczaj osoby trzecie w stosunku do
organizatora aukcji.

Zgodnie z art. 66 § 1 kc, kto oświadczył drugiej stronie wolę zawarcia umowy,
określając w oświadczeniu jej istotne postanowienia (oferta), i oznaczył termin,
w ciągu którego oczekiwać będzie odpowiedzi, ten jest tą ofertą związany aż do
upływu terminu.

W przypadku nie oznaczenia terminu wiązania oferty (a tak jest zazwyczaj, jeżeli
chodzi o prezentacje w Internecie), ustawodawca rozróżnia dwie sytuacje. I tak,
gdy oferta jest złożona w obecności drugiej strony albo za pomocą telefonu lub
innego środka bezpośredniego porozumiewania się na odległość, przestaje ona
wiązać (jeszcze raz podkreślam, że chodzi o sytuację, gdy sama oferta nie
wyznacza termin swej ważności), jeżeli nie zostanie ona przyjęta niezwłocznie.
Natomiast w sytuacji, w której oferta jest złożona w inny sposób (np. za pomocą
poczty tradycyjnej, ale i e-mail’a), przestaje ona wiązać z upływem czasu, w
którym składający ofertę mógł w zwykłym toku czynności otrzymać odpowiedź
wysłaną bez nieuzasadnionego opóźnienia.

Mając na uwadze powyższe warto się więc zastanowić, jak kwalifikować strony WWW.
Należy więc ustalić czy jest to środek bezpośredniego porozumiewania się
zbliżony do telefonu, przy używaniu którego strony są niejako „jednocześnie
obecne” (choć na odległość) i mogą natychmiast, „na żywo”, reagować na określone
propozycje, czy bardziej odpowiada on np. korespondencji listownej, przy której
strony nie są równocześnie obecne i czas reakcji ma w związku z tym pewne
opóźnienie.

W doktrynie niemieckiej powyższego rozróżnienia dokonuje się poprzez badanie czy
dany środek komunikacji zostawia jakiś „ślad”. I tak, korespondencja listowna, w
tym za pomocą poczty elektronicznej, zawsze będzie uznana przez to za środek nie
należący do bezpośredniej komunikacji. To implikuje fakt, iż przy takim
rozumieniu tego rodzaju komunikacji, trzeba będzie do niej zaliczyć zarówno
strony WWW, bo przecież „klikanie” i zamawianie czegoś przez Internet zawsze
zostawia jakiś ślad (logi serwera, wysłane mailem potwierdzenie złożonego
zamówienia, itp.), jak i np. irc (czy czat) – skoro w trakcie tego ostatniego
rodzaju porozumiewania się obie strony za pomocą klawiatury prowadzą „rozmowę”,
której ślad (chociażby chwilowy) jest na ekranie, w logach serwera, itp.
Jednakże warto zauważyć, iż tego typu komunikacja jest bardziej zbliżona do
rozmowy przez telefon (tylko zamiast mówienia, pisze się „na żywo” za pomocą
klawiatury komputerowej), niż do korespondencji listownej. Dlatego należy się
skłonić w kierunku polskiej doktryny, dla której istotą rozróżnienia komunikacji
bezpośredniej (gdy obie strony są jednocześnie obecne) od komunikacji, w której
brak jednoczesnej obecności stron, jest odstęp czasowy, a nie pozostawienie
przez strony „komunikacyjnego śladu”. I tak, w tej sytuacji, IRC (czat) zawsze
będzie należeć do komunikacji bezpośredniej, natomiast jeżeli chodzi o strony
WWW, to należy się raczej skłaniać do uznania ich za typ komunikacji, w której
brak jest równoczesnej obecności stron. Świadczyć o tym może choćby fakt, iż
zazwyczaj proces zamawiania przez Internet prezentuje się tak, iż sklep
internetowy działa niejako automatycznie, a proces zakupów polega na tym, iż
przyjmujący ofertę (oblat) klika na towar (zamawia go), w wyniku czego dostaje
od automatycznego programu e-mail potwierdzający realizację zamówienia.
Natomiast fakt dojścia do skutku tego ostatniego dochodzi w rzeczywistości do
świadomości sprzedawcy z pewnym opóźnieniem (w postaci np. zbiorczego raportu
złożonych przez klientów zamówień, itp.). Mimo, iż jest to proces on-line,
wydaje się więc, że jest on bardziej zbliżony do korespondencji listownej, niż
np. bezpośredniej rozmowy telefonicznej.

Uznanie oferty złożonej za pomocą witryny WWW za ofertę złożoną warunkach braku
jednoczesnej obecności stron ma między innymi taką implikację, iż oferent może
ją wycofać, jednak informacja o tym fakcie musi dojść do oblata (przyjmującego
ofertę) najpóźniej z chwilą otrzymania oferty. Zazwyczaj jednak nie będzie to
dotyczyć stron WWW, skoro w tym wypadku potencjalny oblat zaznajamia się z
ofertą praktycznie już w momencie wejście na wirtualną witrynę sklepową (co
akurat zbliża prezentację usług i towarów na WWW do komunikacji bezpośredniej).

I tu dochodzimy do sedna problemu. Oto bowiem, zgodnie z przepisem art. 71 kc,
ogłoszenia, cenniki, reklamy i inne informacje, skierowane do ogółu, bądź do
poszczególnych osób, poczytuje się w razie wątpliwości nie za ofertę, lecz za
zaproszenie do rozpoczęcia rokowań.

Mając na uwadze powyższe należy więc stwierdzić, iż – zależnie od konkretnych
okoliczności – „witrynę sklepową” w Internecie prezentującą towary bądź usługi
na sprzedaż, można zakwalifikować albo jako ofertę złożoną do nieokreślonego
kręgu adresatów, albo jako li tylko zaproszenie do składania ofert. W tym
ostatnim przypadku praktyczną konsekwencją będzie to, iż sprzedawca będzie nawet
po złożeniu przez nas on-line zamówienia na towar bądź usługę, odmówić jego
realizacji w ogóle lub np. po widniejącej na stronie cenie, powołując się, iż
jego witryna nie jest ofertą (a zatem stanowczą wolą zawarcia umowy na podanych
na stronie warunkach), a jedynie swoistą propozycją rozpoczęcia rokowań w tym
przedmiocie. Niewątpliwie będzie to uciążliwe dla klienta takiego sklepu i na
swój sposób może on się poczuć oszukany, wprowadzony w błąd tudzież po prostu
rozczarowany.

Warto od razu podkreślić, że przepis art. 71 kc będzie zastosowanie „w razie
wątpliwości”. Ponadto ratio legis tego przepisu było takie, by nie narażać
przedsiębiorców, na straty wynikające np. z tego, iż ktoś powoła się np. na
zdezaktualizowany cennik (np. ulotkę reklamową, katalog), w momencie, gdy cena
na dany towar się zmieniła (lub zmieniły się właściwości towaru, jego dostępność
itp.). Od razu zauważmy, iż niebezpieczeństwo tego typu nieporozumień jest dużo
mniejsze w przypadku sklepów internetowych, gdzie przeważnie ceny są
aktualizowane automatycznie, on-line. Wynika stąd, iż w przypadku ewentualnych
nieścisłości na stronach WWW co do charakteru prezentowanych na nich informacji,
najbardziej tak naprawdę najbardziej ucierpi zamawiający.

Dlatego moim zdaniem – wbrew przeważającemu poglądowi – należałoby spojrzeć na
witryny internetowe sklepów internetowych raczej od strony funkcjonalnej a nie
formalnej (przyrównując je jedynie do ogłoszeń, cenników czy reklam). W istocie
są on bowiem „wirtualną” kopią sklepów istniejących w rzeczywistości, a
dokonywane w ich ramach prezentacje funkcjonalnie pełnią tą samą rolę, co towar
wyłożony w sklepach na pólkach czy istocie ramach wystawy sklepowej. W tym
kontekście warto się zastanowić czy per analogiam nie należałoby stosować
przepis art. 543 kc, zgodzenie z którym wystawienie rzeczy do sprzedaży na widok
publiczny z oznaczeniem ceny uważa się za ofertę (por. orzeczenie SN z dnia 20
października 1978r., sygn. akt IV CR 402/78, OSNCP 1979/7-8/154 – z jego tezy –
a contarrio – wynika, że SN nie wyklucza sytuacji, w której ogłoszenie prasowe,
ze względu na odpowiednio jasne wyrażenie stanowczej woli zawarcia umowy i
doprecyzowanie jej wszystkich istotnych warunków, może być uznane za ofertę, a
nie tylko zaproszenie do rozpoczęcia rokowań).

Polska doktryna opowiada się za odpowiednim stosowaniem art. 543 kc w stosunku
do automatów „proponujących” zawieranie umów sprzedaży (chodzi np. kawę,
herbatę, napoje w puszkach, przekąski, itp.). Nie ma więc powodu, by nie uznać
wielu prezentacji na stronach WWW za oferty, nie zaś za zaproszenia do składania
ofert, szczególnie, iż zautomatyzowane „witryny sklepowe”, działają w zasadzie –
przynajmniej jeżeli chodzi o samą koncepcję ich funkcjonowania – w sposób
podobny do wystawionych publicznie automatów. Wysłanie zamówionego towaru (a
więc wykonanie umowy) następuje bowiem zazwyczaj automatycznie – po „kliknięciu”.
Odpowiednie stosowanie art. 543 kc jest więc uzasadnione zarówno wykładnią
funkcjonalną tego przepisu, jak i interesem szeroko rumianego e-klienta.

Prawne wymogi ochrona konsumenta przy prowadzeniu działalności gospodarczej
za pośrednictwem Internetu

Do niedawna zakupy w Internecie były dla konsumenta kupowaniem przysłowiowego
kota w worku. Nie były rzadkością przypadki, kiedy zamiast wybranego przez nas w
Sieci towaru przychodziła do naszego domu kurierem… cegła. Inną sprawą były
sytuacje, gdy towar co prawda ładnie wyglądał, ale… tylko „na obrazku”. Typowe
dla sieciowych przedsiębiorców, polujących na rozgorączkowanych
internautów-zakupowiczów, były też klasyczne metody podebrane akwizytorom –
eksponowanie na sklepowej witrynie WWW tylko cech pożądanych i atrakcyjnych przy
równoczesnym ukrywaniu parametrów, które plasują towar gorzej w porównaniu z
innymi ofertami czy też działanie bezpośrednio na emocje poprzez „gorące” hasła
– „kliknij, tylko teraz taka okazja”.

Cały mechanizm polowania na klienta w ten sposób jest dosyć prosty: działanie na
wyobraźnie, emocje, „nastrój chwili”. Chodzi więc o stworzenie presji na
konsumenta, aby ten podjął szybką, choć nie zawsze przemyślaną decyzję o
zakupie: wystarczy „kliknąć” i już! Niestety oferowanego w Internecie towaru nie
można dotknąć i wypróbować, a aby dokonać transakcji klienta nie musi się
martwić o gotówkę w danej chwili – rachunek i tak przyjdzie potem – dopiero z
dostarczonym towarem. Natomiast sugestywny opis towaru i miniaturowym zdjęcie
reklamowe, które pokazuje często tylko tyle, ile ma pokazać – z wiadomą
jakością, ma zastąpić konsumentowi obejrzenie i wypróbowanie towaru w sklepie.
Do tego dochodzi wspomniana łatwość i szybkość zamanifestowania decyzji (nie
zawsze dobrej) – znów: wystarczy kliknąć… (tzw. click-on contracts)

Myślenie przychodzi potem, po rozpakowaniu towaru – razem z rachunkiem
dołączonym do przesłanego pocztą kurierską towaru. Co więcej internetowy
sprzedawca zazwyczaj tak budował ofertę on-line, by przy samym „klikaniu”
konsument zwracał uwagę tylko na atrakcyjną cenę samego towaru, podczas gdy w
rzeczywistości mogło się potem okazać, że tak naprawdę niewiele niższa od
„zwykłej sklepowej” cena przestawała być atrakcyjna po doliczeniu dodatkowych
kosztów przesyłki – o których z samej strony WWW można się było dowiedzieć ale
dopiero po dokładniejszym zagłębieniu się w „warunki ogólne sprzedaży”

To wszystko spowodowało, potrzebę postawienia sprzedawcom towarów i usług na
odległość, a więc i za pośrednictwem Internetu, szczególnych wymogów co ich
działalności handlowej – ze względu na ochronę interesów e-konsumentów.

Kwestie te reguluje w Polsce ustawa z dnia 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych
praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt
niebezpieczny (Dz.U.00.22.271), która powstała na wzór dużo starszych
istniejących rozwiązań zachodnich.

Wspomniana ustawa dotyczy w szczególności ochrony praw konsumentów przy umowach
zawieranych poza lokalem przedsiębiorstwa lub na odległość. Chodzić więc będzie
zarówno o sprzedaż akwizycyjną (np. w domu u klienta), wysyłkową (z katalogu
wysyłkowego), jak i o zakupy on-line. Zauważmy, że w obydwu przypadkach istnieje
dość duże niebezpieczeństwo, że konsument będzie działał pochopnie, a
równocześnie strona sprzedająca ma większe możliwości manipulacji klientem i
jest silniejsza ekonomicznie. Dlatego ustawodawca próbuje chronić konsumenta w
określonych sytuacjach – jako podmiot generalnie słabszy w umowie.

Zgodnie z ustawą o ochronie niektórych praw konsumentów, propozycja zawarcia
umowy wyrażona za pomocą „środka porozumiewania się na odległość” (takim jak np.
Internet) powinna jednoznacznie i w sposób zrozumiały informować o zamiarze
zawarcia umowy przez tego, kto ją składa – przy czym posłużenie się wspomnianym
środkiem może nastąpić wyłącznie za uprzednią zgodą konsumenta. Na sklepowej
witrynie WWW musi być więc wyraźnie „wydzielony” moment złożenia przez
konsumenta internetowego zamówienia. Niedopuszczalne jest stosowanie wszelkich
sztuczek doprowadzających do tego, iż klient „klika” na ofertę nie będąc w pełni
świadomy, że właśnie dokonuje zamówienia (a nie jakiejś innej czynności).
Dotyczyć to będzie również oferowania w ten sposób wszelkiego rodzaju usług.
Dlatego należy uznać za niedopuszczalne m. inn. posługiwanie się tzw. dialerami
internetowymi, czyli programami, które w sposób podstępny zmieniają ustawienia
komputera konsumenta w ten sposób, by łączyć go przez Internet za pośrednictwem
numeru „0-700” z drogimi usługami, polegającymi na dostarczaniu płatnych treści
internetowych (najczęściej o charakterze erotycznym). Często bowiem, programy te
co prawda zawierają informację o warunkach przystąpienia do takiej usługi, w tym
o jej wysokiej cenie, jednak bardzo trudno jest przeciętnemu internacie dotrzeć
do takiej informacji, która w takich sytuacjach jest zazwyczaj głęboko ukryta
pod treściami mającymi w sposób nieuczciwy skusić konsumenta do skorzystania z
oferty.

Ponadto na sklepowej witrynie WWW powinny znaleźć się informacje między innymi
o:

istotnych właściwościach zamawianego towaru (lub usługi),
cenie lub wynagrodzeniu obejmujących wszystkie ich składniki, a w szczególności
cła i podatki,
zasadach zapłaty ceny lub wynagrodzenia,
kosztach oraz terminie i sposobie dostawy,
kosztach wynikających z korzystania ze środków porozumiewania się na odległość,
jeżeli są one skalkulowane inaczej niż wedle normalnej taryfy (chodzi np. o
stosowanie tzw. dialerów – kiedy łącząc się z witryną sklepową stosowana jest
inna – wyższa – stawka za połączenie, która stanowi dodatkowy zarobek
sprzedawcy),
miejscu i sposobie składania reklamacji,
Co ważne, zgodnie z ustawą, powyższe informacje powinny być sformułowane
jednoznacznie, w sposób zrozumiały i łatwy do odczytania. Wszystko to powinno
zostać dodatkowo potwierdzone na papierze – wraz z dostarczonym towarem (art. 9
ustawy).

Dodatkowym zabezpieczeniem dla kupującego w Sieci, jest zasada, że umowa nie
może nakładać na niego obowiązku zapłaty ceny przed otrzymaniem towaru. Umowa
powinna określać miejsce i sposób składania reklamacji, nie powodujące
nadmiernych trudności lub kosztów po stronie konsumenta. Dodatkowo, jeżeli
sprzedawca nie podał terminu dostawy, powinna ona zostać zrealizowana najpóźniej
w terminie trzydziestu dni od złożenia zamówienia przez Internet (czyli w
praktyce „kliknięcia na towar”)

Zgodnie natomiast z art. 7 ustawy wspomnianej na ustawy – konsument, który
zawarł umowę na odległość, może od niej odstąpić bez podania przyczyn, składając
stosowne oświadczenie na piśmie, w terminie dziesięciu dni od otrzymania towaru.
Co ważne, informacja o możliwości takiego bezwarunkowego odstąpienia (czyli w
praktyce zwrotu towaru bez podania przyczyn) powinna zostać umieszczona na
stronie WWW, jak i na dostarczonym towarze. Nie jest przy tym dopuszczalne
zastrzeżenie, że konsumentowi wolno odstąpić od umowy za zapłatą oznaczonej sumy
(odstępne).

Za brak rzetelnej informacji – zarówno co do osoby (firmy) sprzedawcy, jak i co
do właściwości oferowanego towaru, szczegółowych warunków jego dostawy oraz za
nieumieszczenie informacji o możliwości bezwarunkowego, bezpłatnego zwrotu
towaru sprzedawcy, wprowadzono dodatkową sankcję wydłużając możliwy termin
zwrotu z 10 dni od otrzymania towaru do 3 miesięcy. Jeżeli jednak sprzedawca w
czasie trwania dłuższego terminu dośle wszelkie wymagane informacje, przedłużony
termin się skraca do 10 dni od otrzymania potwierdzenia brakujących informacji.

O ile strony nie umówiły się inaczej, prawo odstąpienia od umowy nie przysługuje
konsumentowi między innymi w wypadku rozpoczęcia świadczenia usług przed podanym
w art. 7 (generalnie dziesięć dni) – stanowi o tym art. 3 ust. 1 pkt 1. Jednakże
chodzi o rozpoczęcie świadczenia usług za zgodą konsumenta, co wyraźnie
podkreśla wspomniany przepis. Na pewno nie będzie wiec można mówić o zgodzie
konsumenta w przypadku podstępnej instalacji na jego komputerze dialera
internetowego, który automatycznie zmienia jego połączenie internetowe na drogi
numer „0-700”. Usługa więc jest rozpoczęta, jednakże trudno mówić o świadomej
zgodzie.

Ponadto prawo odstąpienia nie przysługuje konsumentowi w wypadkach dotyczących
nagrań audialnych i wizualnych oraz zapisanych na nośnikach programów
komputerowych – po usunięciu przez konsumenta ich oryginalnego opakowania. Tym
razem, jak się wydaje, ratio legis tego przepisu jest ochrona sprzedawcy. Chodzi
o to, by klienci nie zamawiali np. płyt czy kaset audio i np. po rozpakowaniu i
skopiowaniu na domowym sprzęcie, nie zwracali masowo „zamawianych” towarów.

Wyłączeniem objęte są również świadczenia o właściwościach określonych przez
konsumenta w złożonym przez niego zamówieniu lub ściśle związanych z jego osobą.
Dotyczyć to więc będzie np. sklepów internetowych z komputerami składanymi na
zamówienie, gdzie konsument z poziomu stron WWW będzie mógł indywidualnie
skompletować wszystkie pożądane komponenty zamawianego sprzętu. Tu również
chodzi tym razem o ochronę przedsiębiorcy, który w razie pochopnego odstąpienia
zamawiającego od umowy, może ponieść stratę wynikającą z tego, iż przedmiot
transakcji został dostosowany do potrzeb ściśle indywidualnych, w związku z czym
sprzedaż zwróconego towaru innej osobie może być poważnie utrudniona. Z drugiej
natomiast strony należy wyjść z założenia, że skoro budowa indywidualnej oferty
jest przerzucona w takiej sytuacji na konkretnego klienta (oferta nie jest z
góry „narzucona”), to powinien on ponosić odpowiedzialność za dokonywane wybory.

Prawo odstąpienia od umowy – o ile strony nie umówiły się korzystniej – nie
przysługuje również konsumentowi przy dostarczaniu prasy. Pomimo jednak, iż
często mówi się obecnie o prasie elektronicznej dostarczanej przez Internet,
wydaje się, że w tej konkretnej sytuacji chodzi raczej o prasę drukowaną (choćby
prenumerata była zamówiona za pomocą poczty zwykłej lub Internetu). Natomiast
wyłączenie to – jak się wydaje – nie będzie dotyczyć prasy dostarczanej on-line,
czyli produktu o charakterze informacyjnym, nie utrwalanego na fizycznym nośniku
(usługa dostarczania prasy w mailu lub płatnego udostępniania jej z poziomu
stron WWW). Przemawia za tym wykłądnia funkcjonalna ustawy.

Na koniec, co wydaje się niezwykle istotne dla problematyki transakcji
internetowych, należy dodać, iż konsument może żądać unieważnienia, na koszt
sprzedawcy, zapłaty dokonanej kartą płatniczą w razie niewłaściwego
wykorzystania tej karty w wykonaniu umowy zawartej przez Internet. Ponadto gdy
odstępuje od zakupu, który wiązał się z udzieleniem rat, odstąpienie obejmuje
również udzielony (przez sprzedawcę lub w porozumieniu z nim Bank) kredyt.

Warto jeszcze zauważyć, iż powyższe regulacje – z definicji – dotyczą jedynie
stosunku profesjonalny przedsiębiorca – konsument (osoba fizyczna, jako podmiot
nieprofesjonalny, prywatny), a więc handlu elektronicznego o charakterze B2C (business
to consumer). Nie będą więc one dotyczyć coraz popularniejszego bardzo
popularnych w Internecie transakcji typu C2C (consumer to consumer), w których
uczestniczą wyłącznie osoby fizyczne – podmioty nieprofesjonalne, nie będące
przedsiębiorcami. Chodzi np. o transakcje tych osób dokonywane za pośrednictwem
aukcji internetowych. Co oczywiste omawiana ustawa nie będzie dotyczyć również
stosunków B2B, a więc wyłącznie między przedsiębiorcami-profesjonalistami

#REF! #REF!

Komentarze