To nie prima aprilis a absurdalne zapisy nowej ustawy hazardowej, która uchwalił po cichu parlament a prezydent oczywiście podpisał. Ustawa jest na tyle nieprecyzyjna ze właściwie obliguje wszystkich do rejestracji komputerów w urzędach celno-skarbowych oraz do ubiegania się o koncesje lub zezwolenia na ich używanie. Bo… każdy komputer, smartfon czy tablet może być uznane za urządzenie do gier. A nad nimi kontrole chce mieć państwo. Totalna kontrole…
O zawiłościach prawnych regulacji hazardu pisałem już wielokrotnie. Moralność naszego państwa jest taka, że tam gdzie państwowe Lotto, tam gdzie grube koncesje (restrykcyjne wymogi i ogromne opłaty), to hazard jest akceptowany, a emeryci i bywalcy osiedlowych blaszaków z piwem, przepuszczają czasem grube setki z emerytury czy renty. Oczywiście kupując też koncesjonowane przez Państwo inne setki – uzależnienia nie lubią samotności. Swojego czasu głośno było też o tzw. kioskach internetowych, na których przy okazji korzystanie z Internetu można było uprawiać internetowy hazard on-line. Służba celna uwzięła się na właścicieli lokali, którzy wynajmowali powierzchnie lokalu pod taki kiosk, dostępny potem dla ich klientów. Pojawiły się absurdalne interpretacje, że za tzw. maszyną hazardową w związku z powyższym można uznać wszystko: laptop, smartfon. Ponieważ służba celna zaprzęgnięta do stania na straży tzw. ustawy hazardowej zatrzymywała kioski internetowe jako urządzenia hazardowe, powstało pytanie, czy może zatrzymać sprzęt osoby w parku korzystającej z laptopa czy smartfona? Bo przecież za pomocą tych urządzeń można się też zalogować do zagranicznych serwisów hazardowych, np. nielegalnych w Polsce, ale legalnych w danym kraju. O tym, że ustawa hazardowa próbuje rozszerzyć swoje zastosowanie nawet na serwisy zagraniczne (nie mówiąc już, że karze nawet graczy a nie tylko osoby organizujące hazard), też pisałem swojego czasu. Dziś, z dniem 1 kwietnia 2017 roku wchodzi Ustawa o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz niektórych innych ustaw z dnia 15 grudnia 2016 r. (Dz.U. z 2017 r. poz. 88). Została ona przyjęta przez Senat bez poprawek (będę ją nazywać „nowelizacją”). Po nowelizacji dokonanej przez wspomnianą wyżej ustawę, w ustawie z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych (w wersji obowiązującej od dzisiaj to jest od dnia 01.04.2017 r. – „ustawa hazardowa”), możemy przeczytać, i – UWAGA: TO NIE JEST PRIMA APRILIS! – że przez urządzenie do gier rozumie się „wszelkie urządzenia, z wykorzystaniem których możliwe jest prowadzenie gry hazardowej oraz urządzenia, których działanie wpływa na prowadzenie gier” – art. 4 ust. 1 pkt 3) znowelizowanej ustawy hazardowej.
Oczywistą sprawą jest, że prowadzenie gry hazardowej możliwe jest w wykorzystaniem każdego komputera, lepszego telefonu (smartfonu), tabletu itp. Wszystko jest kwestią oprogramowania, dostępności przeglądarki internetowej na danym urządzeniu i możliwości np. połączenia się z serwisem hazardowym on-line. Ewentualnie możliwości wgrania dedykowanej aplikacji. W powyższym kontekście frapująca wydaje się nową treść art. 23a. Zgodnie z ustępem 1. tegoż artykułu ustawy hazardowej, w brzmieniu po nowelizacji:
Automaty do gier, urządzenia losujące i urządzenia do gier mogą być eksploatowane przez podmioty posiadające koncesję lub zezwolenie na prowadzenie działalności w zakresie gier losowych lub gier na automatach oraz przez podmioty wykonujące monopol państwa, po ich zarejestrowaniu przez naczelnika urzędu celno-skarbowego. (…)
Skoro więc praktycznie każdy komputer, smartfon, tablet, mieści się w definicji urządzenia do gier, to – czytając cytowany przepis art. 23 a ust. 1 znowelizowanej ustawy hazardowej dosłownie, wychodzi na to, że ustawa wprowadziła pozwolenie na korzystanie z komputerów, telefonów i innych sprzętów tylko dla podmiotów posiadających hazardowe koncesje i zezwolenia oraz przez monopolistę, ale to i tak pod warunkiem zarejestrowania ich przez naczelnika urzędu skarbowo-celnego. Wszyscy inni mają – a contrario – zakaz korzystania z takich sprzętów.
Na temat omawianego bubla ustawowego słusznie ironizuje zaprzyjaźniony ze mną mec. Wiktor Zakrzyński, specjalista od prawa hazardowego:
„Jeśli zatem po 1 kwietnia 2017 roku chcesz legalnie korzystać z komputera czy telefonu w dowolnym celu, to musisz zdobyć hazardową koncesję lub zezwolenie i swój sprzęt zarejestrować u naczelnika UC-S. Inaczej łamiesz ustawę. Ale nie martw się tym przesadnie: na razie (jeszcze?) wśród kar zapisanych w tej ustawie i w kodeksie karnym skarbowym nie przewidziano represji za wykorzystywanie urządzeń do gier w dowolnych celach, kary są tylko za ich wykorzystywanie do urządzania gier hazardowych. Korzystanie w innych celach będzie zatem łamać ustawę, ale nie będzie karane – znajmy łaskę naszych panów… ;-p”
Od siebie dodam krótko: od pewnego czasu nic już mnie w tym kraju nie dziwi. Skoro na przykład ktoś odgórnie chce za mnie decydować czy mogę robić zakupy w niedzielę. Dlaczego? Jakim prawem władza chce tak mocno ingerować w moją wolność osobistą? Dlaczego hazard organizowany przez państwowe Lotto jest ok, a pozostały hazard mocno koncesjonowany – podobno m. in. w imię walki z uzależnieniem i w trosce o obywateli? Czy tak wygląda wolny kraj?
Skoro natomiast państwo tak bardzo troszczy się o uzależnionych, to nie powinno różnicować hazardu w zależności od tego kto go organizuje. I w tym momencie proponuję zamkną Lotto. Bo nie raz widziałem emeryta co grube setki stawiał na kolejną „kumulację”. Należy się zdecydować: albo demokratyczne państwo liberalne, albo państwo opiekuńcze, czy wręcz „nadopiekuńcze” – kontrolujące wszystko. Bo przecież jak można w niedzielę zamiast do kościoła iść do Biedronki? Ale czy ja musze chodzić do kościoła? Konstytucja gwarantuje mi, że nie. Ba, nie musze być nawet (na szczęście) katolikiem! Ale kto „tam na górze” się teraz przejmuje Konstytucją… Ja się na takie państwo nie godzę. A swoją drogą jestem ciekaw co za „asystenci” pisali tak idiotyczne ustawy i ile pieniędzy za to brali. Bo to po prostu urąga logice i nawet przestało już być śmieszne. Jak mawia mój Przyjaciel: „żenuła”. I żeby było jasne: nie popieram hazardu (osobiście znam osoby uzależnione, które zrujnowały sobie przez niego życie). Ale nie popieram też tego, by odgórnie decydowano za mnie, co jest dla mnie dobra, a co złe. Tak mocno, w tak szerokim zakresie. A równocześnie wątpliwa moralnie jest dychotomia: jak my organizujemy hazard, jest ok, ale innym wara od naszej miski. Bo przecież hazard to świetny biznes. I o to przede wszystkim chodzi, a nie o troskę o uzależnionych. To tylko dlatego tak ścisła reglamentacja.
Pojawiła się wypowiedź kontestująca mój artykuł na łamach serwisu Bezprawnik.pl. Poprosiłem więc o komentarz mojego Kolegę, mec. Wiktora Zakrzyńskiego, eksperta od prawa hazardowego. Poniżej przytaczam Jego wypowiedź bez zmian – w pełni przy tym podzielając wyrażoną przez mec. Wiktora Zakrzyńskiego opinię:
„Tekst p. Marka Krześnickiego z serwisu bezprawnik.pl dotyka w sposób doskonały istoty problemu: otóż to, co on zaprezentował w swoim tekście, to nic innego jak tylko celowościowa wykładnia nowych przepisów ustawy hazardowej. Tyle tylko, że wykładnia językowa, która – co każdy prawnik wie doskonale – ma pierwszeństwo, prowadzi do wniosków takich jak w Twoim tekście, z którymi z całą mocą się zgadzam. Co najważniejsze: stosowanie takich opresyjnych przepisów zależeć będzie teraz nie od ich treści, ale od wykładni, której dokonywać będzie urzędnik państwowy! To on będzie decydował, czy stosować „rozsądną” wykładnię celowościową, czy „opresyjną” językową. Dzisiaj możemy jeszcze nawet zakładać, że zwycięży „rozsądna”, ale kto nam zagwarantuje, że za jakiś czas nie przyjdą „z góry” wytyczne, by jednak preferować tą drugą…? Przepisy są rażąco nieprecyzyjne i oddają urzędnikom zdecydowanie zbyt dużo faktycznej władzy i swobody w ich stosowaniu. Przy okazji jeszcze kamyczek do ogródka p. Krześnickiego: zechce on może dostrzec, że wg nowelizacji ugh czym innym jest „urządzenie do gier”, o które sprawa się rozchodzi, a czym innym „automat do gier”, o którym napisał. Ustawa zna i stosuje obok siebie, w bardzo wielu miejscach, oba te terminy. Przy czym ów drugi, czyli „automat do gier” nie ma w ustawie żadnej definicji, a to właśnie z jego posiadaniem i eksploatacją wiążą się różne drakońskie kary! Znowu mamy więc ten sam patent, o którym napisałem wcześniej: to urzędnik będzie sobie swobodnie decydował, co jest już niezdefiniowanym „automatem do gier” podlegającym karaniu, a co zaledwie „urządzeniem do gier”, gdzie – jak trafnie napisałeś – na chwilę obecną kar nie przewidziano”. Pozdrawiam Wiktor Zakrzyński.