Tu jednak rodzi się problem. Jak pisaliśmy wczoraj, nadawcy komercyjni chcą mieć pewność, że gdy wyłączą nadajniki analogowe, nie stracą widzów. W opublikowanym wczoraj oświadczeniu TVN i Polsat piszą: „Uważamy, że naczelnym celem działania władz w procesie wprowadzania naziemnej telewizji cyfrowej powinna być (…) troska o realne zabezpieczenie prawa widzów do odbioru sygnału telewizyjnego”. Dlatego nadawcy chcą przed wyłączeniem nadajników analogowych policzyć dekodery telewizji cyfrowej w polskich domach. Zdaniem nadawców przejść na telewizję cyfrową można w chwili, gdy takie dekodery będzie miało co najmniej 95 proc. widzów odbierających dziś telewizję naziemną (nie dotyczy to osób odbierających już dziś telewizję w jakości cyfrowej z platform satelitarnych i kablówek).
UKE, do którego w środę wpłynęły wnioski z Polsatu i TVN, uważa, że takie żądania opóźnią przełączenie na telewizję cyfrową, bo warunek stawiany przez nadawców jest trudny do spełnienia. – Nie wyobrażamy sobie, jak można by wiarygodnie sprawdzić, ilu Polaków ma już w domu dekoder – mówił nam wczoraj Jacek Strzałkowski, rzecznik UKE.
Zdaniem Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji problem nie jest duży. – Niedawno zgłosiliśmy pomysł wprowadzenia obowiązkowych hologramów gwarantujących, że dany sprzęt jest przygotowany do odbioru telewizji cyfrowej w Polsce. Ów „znak gwarancyjny” należałoby umieścić na każdym sprzedawanym w Polsce dekoderze lub telewizorze z wbudowanym dekoderem – mówi Krzysztof Lemiech z KIGEiT. Sam znaczek miałby kosztować 0,125 proc. minimalnej pensji, a więc ok. 1,40 zł. Z tych pieniędzy KIGEiT opłaciłby kampanię promującą naziemną telewizję cyfrową. System nie służyłby więc do liczenia dekoderów, ale bardzo by w tym pomógł.
Producenci telewizorów nie mają nic przeciwko idei hologramów. Kazimierz Monkiewicz, prezes Panasonic Polska zaznacza jednak, że po pewnym czasie na rynku będą jedynie produkty, które będą dysponować tunerem w odpowiednim standardzie. – Wówczas hologram straci rację bytu – mówi. Poza tym, jego zdaniem, przyklejanie znaczków nie da rzetelnej informacji o prawdziwej ilości odbiorników znajdujących się w gospodarstwach domowych – sporo sprzętu sprowadza się bowiem poza oficjalną dystrybucją, a poza tym w wielu domach znajduje się więcej niż jeden telewizor.
poz, vad