Wczorajsza Rzeczpospolita podaje, że Sąd Rejonowy w Lublinie uniewinnił pewnego młodego artystę, który był podejrzany o to, iż w podszywając się pod swoją byłą dziewczynę (z którą obecnie nie jest w najlepszych stosunkach), w rubryce ogłoszeń towarzyskich i matrymonialnych jednego z portali internetowych zamieścił anons podając zastrzeżony nr komórki ex-partnerki. Co ciekawe o takim rozstrzygnięciu zadecydowali ławnicy. Sędzia zgłosił zdanie odrębne.

Pokrzywdzona domagała się przed sądem – oprócz ukarania „żartownisia” – kwoty 10 tysięcy złotych tytułem zadośćuczynienia. Przekonywała, że w wyniku tego wybryku otrzymywała telefony z nieprzyzoitymi telefonami, które były dla niej szokiem oraz naraziły ją na koszty związane ze zmianą numeru.

Oskarżony nie przyznał się do winy zaś administrator portalu, do którego sąd się zwrócił o ustalenie, kto nadał anons, stwierdził, że ze względu na upływ czasu jest to niemożliwe. Nie potwierdził się także numer IP komputera z którego oskarżóny miał rzekomo wysłać ogłoszenie.

Proces trwał aż półtora roku. Sąd uniewinniając podsądnego stwierdził, oskarżenie oparte jest wyłącznie na pewnych subiektywnych „intuicjach” oskarżycielki, które nie mają poparcia w konkretnych dowodach.

Sprawa wydaje się błącha, jednak uwypukla fakt, iż wciąż brak jest w polskiem prawie odpowiednich standardów w zakresie gromadzenia i zabezpieczania tzw. elektronicznych dowodów (vide choćby sprawy o wyłudzenie połączeń przy pomocy tzw. dialerów internetowych).

Komentarze