Wyrok uchyla orzeczenie sądu niżeszej instancji, w którym sąd uznał, że administratorzy Rapidshare są pośrednio odpowiedzialni za działania swych użytkowników łamiących prawo autorskie i w związku z tym powinni podjąć jakieś kroki celem przeciwdziałania naruszeniom.
reklama________________________________________________________________
Przypomnijmy, że na skutek tego pierwszoinstancyjnego wyroku, Rapidshare zaczął testować różne systemy filtrujące, które miały zapobiec rozpowszechnianiu za pomocą serwisu treści naruszających prawo autorskie. Skutek tych działań był jednak marny. W wyniku wniesionej apelacji, Sąd Apelacyjny w Düsseldorfie uznał, że Rapidshare dostarcza jedynie platformę do przechowywania i udostępniania plików w internecie. Dlatego jeżeli dochodzi do naruszeń prawa autorskiego, to odpowiedzialność co do zasady ponosi przede wszystkim bezpośredni sprawca. Twórca RapidShare, Christian Schmid, w rozmowie z serwisem TorrentFreak.com tak skomentował tę decyzję (za Gazeta.pl):
Werdykt sądu pokazuje, że próby insynuowania nam, iż nasz model biznesowy opiera się na łamaniu prawa, są z góry skazane na niepowodzenie. Nasze usługi stworzono z myślą o legalnych użytkownikach - i zamierzamy wciąż im je świadczyć.Motywując treść wydanego wyroku apelacyjnego, przewodniczący składu orzekającego podkreślił przy okazji, że zalecane przez sąd niższej instancji sposoby filtrowania treści w Rapidshare nie były zbyt sensowne. Proponowano bowiem m. in. system oparty na nazwach plików (a wiadomo: plik może mieć dowolną nazwę) lub blokowanie możliwości przechowywania plików .rar (co też nie ma sensu, ponieważ typ pliku ma się nijak do legalności jego zawartości). Komentaując wyrok apelacyjny, należy całkowicie przychylić się do stanowiska niemieckiego sądu wyższej instancji. U naszych zachodnich sąsiadów obowiązują bowiem, podobnie jak i w całej Unii Europejskiej, odpowiednie regulacje wyłączające odpowiedzialność administratorów za działania użytkowników. Ma to związek z implementacją odpowiednich dyrektyw harmonizujących w tym zakresie prawo. W prawie polskim powyższe kwedstie reguluje ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Zgodnie z jej art. 14, nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę, nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych. Jak pisałem ostatnio w artykule dotyczącym legalności serwisów hostingowych w Polsce, z przytoczonego przepisu wynikają dla administratorów następujące konsekwencje: 1. Usługodawca nie musi prewencyjnie przeglądać czy filtrować zawartości dostarczanych przez usługobiorców;
2. Jest zwolniony z odpowiedzialności za dane przechowywane przez użytkowników - o ile działa zgodnie z powyższą procedurą;
3. Usługodawcy należy wskazać konkretne treści (a nie np. żądać usunięcia wszystkiego, co nielegalne - bo to by niweczyło założenie opisane w punkcie pierwszym. Dlatego brawa dla niemieckiego sądu!
TAGI: prawo autorskie, piractwo, antypiraci, e-usługi
FELIETON: Piractwo komputerowe się opłaca!
Wiadomości: Czy grozi nam delegalizacja wyszukiwarek?
Orzecznictwo: Twórca ma prawo zabronić sprzedaży pojedynczych utworów muzycznych w internecie
FELIETON: Kto nie ściąga, ten dureń?
Procesy: Sfora pozwana przez niemieckiego wydawcę
Incydenty: Strony z linkami do nielegalnych treści na celowniku policji?
Procesy: Tym razem Microsoft wypowiedział wojnę torrentom?
Wiadomości: Windows w webkioskach i kafejkach internetowych nielegalny?
Incydenty: Wydawcy niemieccy chcą opłat od Google
Wiadomości: Mimo zakazu sądowego, Word jednak nadal w sprzedaży w USA