Pod względem zgłoszonych tzw. klauzul niedozwolonych w regulaminach zwłaszcza internetowych zeszły rok był rekordowy. Wbrew pozorom jednak wcale się to nie przekłada na lepszą pozycję konsumenta. „Łowcy klauzul” atakują głównie drobnych przedsiębiorców. Prawdziwe motywacje działań „prokonsumentów” niekoniecznie są szczytne. Konsumenci zyskują stosunkowo niewiele, a masowe pozwy osobno na każdy zapis regulaminu niszczą drobny e-biznes.
O „biznesowym modelu” działalności niektórych stowarzyszeń „prokonsumenckich” można przeczytać na przykład choćby w tekście Towarzystwo „chroni klientów”, ale tak naprawdę wyłudza pieniądze od małych przedsiębiorców?, który opisuje jedno z bardziej aktywnych w Polsce stowarzyszeń, których statutowym celem jest „ochrona praw konsumenta”. To właśnie Stowarzyszenie „Towarzystwo Lexus” w Poznaniu doprowadziło do wpisania w zeszłym roku (2012) na listę klauzul niedozwolonych prawie trzystu pozycji (294 wpisanych klauzul niedozwolonych).
Kolejne pozycje w rankingu aktywności to m. in.:
- Ogólnopolskie Stowarzyszenie na rzecz ochrony praw konsumentów z siedzibą w Warszawie
– 273 wpisane klauzule niedozwolone - Bartosz Bilski – 60 wpisanych klazuzul niedozwolonych
- Stowarzyszenie Na Rzecz Podnoszenia Świadomości Konsumenckiej „Executio Iuris” z siedzibą w Katowicach – 57 wpisanych klauzul niedozwolonych
- Jarosław Knieć – 29 wpisanych klauzul niedozwolonych
- Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów – 23 wpisane klauzule niedozwolone
(źródło: Klauzulowe podsumowanie roku 2012)
Jak wyliczył to Blog Ekspercki KlauzuleNiedozwolone.pl, w zeszłym roku były wpisywane średnio 4 klauzule na dzień a najwięcej klauzul, bo ponad 300 dotyczyło branży handel elektroniczny, czyli głównie chodziło o zapisy regulaminów sklepów internetowych.
Problemem jest jednak model działania prywatnych „obrońców konsumentów”. Oto bowiem, wykorzystują oni to, że w sprawy dotyczące obrony praw konsumenta są zwolnione z opłaty sądowej. Oraz fakt, że pozwanie nie wymaga uprzedniego wezwania do zaniechania naruszeń. Zatem można od razu pozywać. Na dodatek pozwy są osobno na każdy niedozwolony zapis (co jest formalnie dopuszczalne, aczkolwiek budzi wątpliwości z punktu widzenia etyki oraz choćby zasad ekonomiki procesowej), co w efekcie skali prowadzi po stronie przedsiębiorcy do ogromnych kosztów w razie przegrania procesu przez przedsiębiorcę.
Dlatego równolegle z pozwami (składanymi bez uprzedzenia) idą różne propozycje „ugód” na zasadzie: proszę zapłacić 2-3 tysiące a wycofamy pozwy (których przegranie sumarycznie może oznaczać koszty jeszcze kilkakrotnie większe). Oferta „ugody” polega zazwyczaj na pomnożeniu liczby pozwów przez stawkę minimalną za zastępstwo radcy prawnego lub adwokata w postępowaniu przed sądem (360 zł). Natomiast odpadają wtedy koszty zwrotu opłaty od każdego pozwu (600 zł) i koszt publikacji wyroku w Monitorze Sądowym i Gospodarczym (0,70 zł za jeden znak; średnio ok. 1000 zł za wyrok).
Co ciekawe, w ugodach „prokonsumeci” zobowiązują się wycofać już złożone pozwy oraz nie wnosić takich pozwów w przyszłości. Natomiast gdyby przedsiębiorca nadal stosował niedozwolone klauzule umowne, stowarzyszenie ma poprzestać jedynie na „pisemnym upomnieniu”. Czyli ugoda daje swoisty immunitet. Zatem powstaje pytanie, o co tak naprawdę chodzi „prokonsumenckim stowarzyszeniom”? Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi.
Problem zauważył ostatnio Minister Sprawiedliwości, który opublikował już Projekt rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości zmieniającego rozporządzenie w sprawie opłat za czynności radców prawnych oraz ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej przez radcę prawnego ustanowionego z urzędu. Projekt zakłada obniżenie z 360 zł do 60 zł stawki minimalnej za zastępstwo radcy prawnego w postępowaniu przed Sądem Okręgowym w Warszawie – sądem ochrony konkurencji i konsumentów (tzw. SOKiK) w sprawach o uznanie postanowień wzorca umowy za niedozwolone.
Jednak moim zdaniemim nie jest to wyjście z sytuacji, opisywane anomalie są bowiem problemem „systemowym” a nie kwestią stawek radcowskich czy adwokackich. Podobnie uważa Prezydium Rady Radców Prawnych (KRRP), które zajęło stanowisko wobec wspomnianego projektu rozporządzenia.
Prezydium KRRP zaopiniowało projekt negatywnie. Jak podnosi w swym pismie w sprawie projektu, sumaryczne koszty sądowe za jedną rozprawę o uznanie postanowień wzorca umowy za niedozwolone wynoszą bowiem ok. 2000 zł, na co sie składają:
- opłata od pozwu – 600 zł,
- koszt publikajci wyroku w „Monitorze Sądowym i Gospodarczym” (0,70 zł za jeden znak; średnio ok. 1000 zł za wyrok),
- zwrot kosztów zastępstwa procesowego – 360 zł.
“Dlatego w ocenie Prezydium Krajowej Rady Radców Prawnych zaproponowana zmiana nie spowoduje zmniejszenia wpływu tego typu spraw do sądu ochrony konkurencji i konsumentów ani nie zniechęci stowarzyszeń́ „ochrony praw konsumenta” do zaniechania dotychczasowej praktyki. W celu rozwiązania zaistniałej sytuacji Prezydium Krajowej Rady Radców Prawnych proponuje inne rozwiązanie, jakim jest wprowadzenie zmian w Rozdziale 3 Działu IV a Kodeksu postepowania cywilnego – postepowanie w sprawach o uznanie postanowień wzorca umowy za niedozwolone:
a) obligatoryjnej instytucji wezwania do zaprzestania naruszania prawa w zakresie stosowania niedozwolonych postanowień́ wzorca umowy (zmiana art. 47938 i art. 47939 k.p.c.). Złożenie pozwu byłoby możliwe dopiero po bezskutecznym upływie terminu do zaprzestania stosowania konkretnych niedozwolonych postanowień́ umownych;
b) odstąpienia od publikacji prawomocnego wyroku w „Monitorze Sądowym i Gospodarczym”, z uwagi na fakt, że rejestr postanowień́ wzorców umowy uznanych za niedozwolone prowadzony jest przez Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów na podstawie prawomocnych wyroków przesyłanych przez sąd (art. 47945 k.p.c.) lub
c) zmiany rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości z 15 kwietnia 1996 r. w sprawie organizacji, sposobu wydawania i rozpowszechniania oraz podstawy ustalania ceny numerów „Monitora Sądowego i Gospodarczego” i wysokości opłat za zamieszczenie w nim ogłoszenia lub obwieszczenia poprzez zniesienie odpłatności za ogłoszenie wyroków w sprawach dotyczących uznania postanowień́ wzorca umowy za niedozwolone lub jej wydatne zmniejszenie”.
Ze swojej strony dodam, że warto też zauważyć, że profesjonalni „obrońcy konsumentów” różnej maści z reguły nie próbują nawet zadzierać z dużymi podmiotami. A przecież regulaminy wielkich graczy na polskim rynku również mogą budzić zastrzeżenia pod względem respektowania praw konsumentów. Jako przykład można podać wątpliwości, jakie budził sposób wprowadzenia usługi Płacę z Allegro (PzA – obecnie przekształcone w PayU) czy nowy regulamin nk.pl.
Nie słyszałem też, żeby np. jakieś szlachetne stowarzyszenie „prokonsumenckie” z top-listy „klauzulowych pozywaczy” złożyło do SOKiK pozew przeciwko właścicielowi serwisu Pobieraczek.pl za wątpliwe z punktu widzenia praw konsumenta praktyki stosowane w ramach działalności serwisu (zajął się tym dopiero UOKiK na skutek wielu indywidualnych skarg „oszukanych przez Pobieraczka” – poczatkowo zresztą niestety ze średnim skutkiem). Wiadomo: z dużymi, albo odpowiednio „butnymi” łatwiej można się ewentualnie sparzyć – stać ich boiwem na dobrych prawników i długotrwałe batalie sądowe (łącznie z ewentualnymi postępowaniami „odwetowymi”). Więcej na ten temat pisałem w tekście pt. Afera w e-handlu? Nic nowego!
Ciekawym zjawiskiem jest też to, że – jak zauważyłem jakiś czas temu – Onet i Wirtualna Polska nie posiadają w ogóle regulaminów ogólnych na swoich portalach. Czy to przypadek? A może lepiej nie mieć w ogóle regulaminu w serwisie internetowym? Warto też pamiętać, że regulamin świadczenia usług drogą elektroniczną to niekoniecznie to samo, co np. regulamin sprzedaży sklepu internetowego, aczkolwiek teoretycznie może to być jeden dokument.
Ponadto w zakresie ochrony praw konsumenta regulamin to nie wszystko (co jest kolejnym argumentem na dowód tezy, iż „prokonsumentom” niekoniecznie chodzi przede wszystkim o ochronę praw konsumenta). Oto bowiem równie ważne jest to, czy regulamin jest realnie stosowany oraz to, jakie są w sklepie czy w serwisie internetowym stosowane procedury.
W szczególności ostatnio często spotykam się z ukrywaniem w sprytny sposób kosztów dostawy – doliczanych chybcikiem na końcu stosunkowo długiej procedury sprzedaży. Praktyką, zwłaszcza w serwisach zakupów grupowych stało się też ukrywanie prawdziwych kosztów towaru w kosztach przesyłki. Np. pewna mata łazienkowa kosztowała 30 zł, a w dodatkowych warunkach transakcji były informacje o kosztach „przesyłki kurierskiej” 20 zł i wysyłce towaru w ciągu 5 dni… Czyli płacimy za „kuriera” i dostajemy towar prawie po tygodniu?
Praktyka staje się też odbiór osobisty w tzw. punkcie osobistego odbioru. Odbiór osobisty kojarzy się zazwyczaj z zerowymi kosztami dostarczenia towaru, bo przecież nie ma przesyłki. Tymczasem okazuje, się, że na końcu procesu transakcyjnego dowiadujemy się, że za odbiór osobisty towaru w punkcie musimy zapłacić oprócz ceny towaru dodatkowo np. kilkanaście złotych. W szczególności raz prawie kupiłem kość (kartę) pamięci w dużym sklepie z elektroniką użytkową. Ceny były rewelacyjne i już finalizowałem transakcję, gdy okazało się, że sklep z Wrocławia za odbiór we Wrocławiu do kości za 20-30 zł dolicza dodatkowo ponad 50% za odbiór osobisty. Okazało się, że w wielu innych sklepach we Wrocławiu mogłem kupić tą samą pamięć lub nawet lepszą (marka, parametry) taniej niż w tej supercenie (+koszt odbioru osobistego) z Internetu.
Czasem granica miedzy działaniem naruszającym prawa konsumenta lub nieuczciwą praktyką rynkową a sprytnym dopuszczalnym jeszcze marketingiem jest bardzo cienka.
W aspekcie stosowania w sklepach czy serwisach internetowych różnych dokumentów prawnych, warto też wspomnieć o problemie skutecznego związania użytkownika (w szczególności konsumenta) umową – regulaminem. Nie zawsze będzie oczywiste, że dany dokument prawny wiąże użytkownika. Dlatego tak ważne są stosowane przez sklep czy inny serwis internetowy procedury (a nie tylko sam regulamin czy umowa).
Na koniec przypomnę, że ponad rok temu napisałem artykuł pt. „Aspekty prawne prowadzenia sklepu internetowego”, z którym warto się też zapoznać w kontekście niniejszego tekstu. Przedsiębiorcom polecam też regularne odwiedzanie strony prowadzonej przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) – Rejestr klauzul niedozwolonych – UOKiK.