Ogólna wiedza o tym, że dany serwis internetowy umożliwia łamanie prawa nie wystarczy do tego, aby serwis za to złamanie prawa odpowiadał. Musi on najpierw wiedzieć o konkretnym nadużyciu – pisze Gazeta Prawna, analizując wyrok w sprawie L’Oreal vs. Ebay w odniesieniu do polskiego prawa.

Serwis aukcyjny eBay pozywany był kilkakrotnie za to, że na niektórych aukcjach oferowano towary podrobione. Przedstawiciele eBay twierdzili, że wiele robią, aby aukcje z podróbkami usuwać. Firmy pozywające platformę aukcyjną stały na stanowisku, że robi ona zbyt mało w tej sprawie.

Zeszłoroczny pozew firmy LVHM przeciwko eBay zakończył się porażką tego drugiego. W tym roku jednak sąd w Paryżu uznał, że eBay robi wystarczająco dużo, by przeciwdziałać sprzedaży podróbek na aukcjach i odrzucił pozew L’Oreala. Podobnego zdania był sąd w Wielkiej Brytanii. L’Oreal złożył pozwy w pięciu krajach i niektóre z procesów nadal trwają.

Gazeta Prawna przeanalizowała tę sprawę, zaznaczając, że ma ona znaczenie także dla rynku polskiego. Wyrok można traktować jako wykładnię dyrektywy 2000/31/WE o handlu elektronicznym, na której oparto rozwiązania polskiej ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Możliwe też, że sprawa trafi do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, co może wpłynąć na orzecznictwo polskich sądów.

Zgodnie z naszą ustawą operator serwisu internetowego nie odpowiada za przechowywane dane, gdy nie wie o ich bezprawnym charakterze. Trudno w tej sytuacji powiedzieć, czy dostawca ma obowiązek monitorowania przechowywanych danych pod kątem legalności. Sąd brytyjski dostrzegł tę niejasność w przepisach, uznając jednak, że po stronie serwisu taki obowiązek nie istniał.

Według GP na gruncie prawa polskiego może to oznaczać, że dopóki organizator aukcji internetowej nie otrzyma z zewnątrz wiarygodnej informacji o naruszeniu prawa, nie musi podejmować żadnych kroków. W tej sytuacji lepszym krokiem wydaje się poszerzanie współpracy z serwisami aukcyjnymi niż pozywanie ich do sądu.

Źródło: Dziennik Internautów

Komentarze