Od
25 grudnia 2014 r. są nowe przepisy chroniące konsumenta, ale niewiele się
zmieniło w praktykach stosowanych przez sklepy internetowe. Przedstawię kilka
klasycznych działań niezgodnych z prawem, które stosują polskie sklepy on-line.
Uważam, że e-commerce w Polsce wciąż niszczy ignorancja sprzedawców. Piszę to
jako prawnik i praktyk – sfrustrowany internetowy konsument.
W
tym artykule nie będę się rozwodził nad modnym tematem ostatnich zmian
dotyczących praw konsumenta i handlu internetowego (e-commerce). Nie ma to
bowiem aż takiego znaczenia, w świetle tego, że e-przedsiębiorcy wciąż nie
trzymają nawet „starych” standardów (często nie znają po prostu podstaw prawa
cywilnego, nie mówiąc już o tzw. prawie e-commerce), więc tak naprawdę moim
zdaniem nowelizacja aż tak wiele nie dała wobec wciąż stosowanych tych samych
nagannych praktyk i niskiej świadomości prawnej.
Sztuczka numer 1.
Uznanie, że odbiór osobisty towaru
kupionego wcześniej przez Internet automatycznie powoduje, iż nie doszło do
umowy zawartej na odległość, od której konsument może odstąpić bez podawania
przyczyn (obecnie 14 dni od dnia wydania towaru).
To
częste wciskanie klientowi nieprawdy, że skoro odbiera towar kupiony w
Internecie osobiście, to automatycznie z tego wynika, że umowa nie jest
zawarta na odległość. Tymczasem co do zasady umowa sprzedaży ma charakter konsensualny (a nie realny), więc w
takiej sytuacji wydanie towaru nie ma nic wspólnego z chwilą zawarcia umowy, a
nawet nie jest niezbędne dla jej ważności czy skuteczności.
Konsensualny? Wiem, straszne słowo, więc od
razu wyjaśniam…
Klasyczna
scena jaką odgrywałem kiedyś ze studentami, gdy prowadziłem zajęcia z prawa
cywilnego na Uniwersytecie Wrocławskim, to ściągałem zegarek i składałem ofertę
sprzedaży za złotówkę (nie był taki drogi, jak pewnego ministra, ale był wart
„trochę” więcej niż 1 zł). Wystarczyło podnieść rękę, kto pierwszy. Pan? Ok. I
zakładałem z powrotem zegarek na rękę. No i pytanie: czy doszło do sprzedaży?
Czyją
własnością jest zegarek?
No
przecież nie wydałem go studentowi, mam go z powrotem na ręce. Z kolei nie
otrzymałem za niego zapłaty – ceny (choć niezbyt korzystnej, specjalnie
chciałem zachęcić studentów do wyrywania się o ten zegarek, żeby nie
zastanawiali się czy warto i żeby nie bali się podnieść rękę dla rzeczywistej
okazji).
Odpowiedzi
padały różne. Że np. zegarek jest studenta. A ja wtedy, no ale przecież ja go
wciąż mam na ręce. Nawet schowam go do kieszeni, żeby nie był na widoku. Co to
za właściciel z tego studenta, co nawet nie ma swojego zegarka w posiadaniu? OK, no to może zegarek jest jednak wciąż
mój?
Otóż
to. Do zawarcia umowy sprzedaży (co do zasady) dochodzi solo consensu, zatem z samej mocy zgodnej woli stron. Natomiast
roszczenie studenta o wydanie rzeczy (czynność realna) i wejście w jego
posiadanie oraz moje roszczenie o zapłatę ceny, to już są dwie odrębne kwestie –
konsekwencje już zawartej umowy, do której doszło z mocy samej zgodnej woli
stron, czyli solo consensu (w przeciwieństwie np. do instytucji zastawu –
sama umowa nie wystarcza do jego ustanowienia, oprócz umowy, konieczne jest
rzeczywiste wydanie rzeczy ruchomej wierzycielowi).
Podobnie przy zakupach internetowych:
jeżeli strony umowy nie oznaczą inaczej, do zakupu dojedzie już w chwili
kliknięcia w Internecie (obecnie w przycisk „zamówienie z obowiązkiem zapłaty”).
I pomimo, że odbiór towaru jest już osobisty (wydanie rzeczy jako roszczenie z
umowy sprzedaży), to nadal mówimy o umowie zawartej na odległość, co daje
uprawnienia m. in. do odstąpienia od umowy bez podania przyczyn. Po zakupie
sprzedawca ma roszczenie o zapłatę ceny, a kupujący o wydanie towaru. Odbiór
osobisty to właśnie tylko realizacja roszczenia o wydanie towaru wynikająca z zawartej
przez Internet umowy na odległość.
Oczywiście
regulamin sklepu może inaczej oznaczyć chwilę zawarcia umowy. Wtedy to jest
element kluczowy co do tego czy umowa jest jednak zawarta na odległość, czy nie
jest (np. znalazłem kiedyś zapis, że kliknięcie na Allegro przy wybraniu
odbioru osobistego i płatności przy odbiorze stanowi jedynie rezerwację towaru
a umowę zawiera się dopiero w chwili odbioru osobistego i płatności przy
odbiorze).
Historia
z zegarkiem długa, ale chyba nie tak długa jak w Pulp Fiction? 😉 Za to ktoś
może powiedzieć mam w d.. zegarek – i mamy łącznik z jednym z moich ulubionych
filmów. Kto wie, ten wie.
Dlatego,
stay tuned, to be continued… (wkrótce
sztuczka numer 2 i kolejne…)