Najsmutniejsze jest to, że zdjęcie Pana Krzysztofa Raczkowiaka w wersji przerobionej w ohydny i nieśmieszny mem Żytniej obiegło „internety”. Kopiowali je blogerzy i prasa. Nieważne, że multiplikowali naruszenie dóbr osobistych osób związanych ze zmarłym ze zdjęcia (pamięć po zmarłym), nieważne, że naruszali prawo do wizerunku, nieważne, że naruszali prawa autorskie Pana Krzysztofa, w tym nie tylko majątkowe, ale i osobiste, jak prawo do integralności dzieła, osobistą więź twórcy z utworem. A do tego, jakoś mało kto pamięta, że wszelka reklama wódki, a nawet samej marki – nazwy, jest w Polsce zakazana.
Może o to chodziło producentowi Żytniej? Przecież celem reklamy jest na pewno rozpoznawalność marki, to żeby każdy kojarzył, żeby się mówiło, często nieważne czy dobrze, czy źle (choć oczywiście to ważne w kontekście renomy; ale może Żytnia ma taki target, że ważna jest po prostu każda jazda, choćby prymitywna, ludzi po alkoholu?; wtedy nawet takie przegięcie nie przeszkodzi co poniektórym w sięgnięciu po ten produkt). Warto wspomnieć, że mistrzem sięgania granic etyki i dobrego smaku w reklamie czy nawet naruszenia prawa były słynne prowokacyjne reklamy United Colours of Benetton. Jednak te reklamy miały często polot i cechowały się artystyczną wartością (choć oczywiście często sięgały granic dobrego smaku, a na pewno były bardzo kontrowersyjne). Mem Żytniej nie. Być może taki jest efekt picia Żytniej, że tworzy się memy na takim poziomie. Zastanawiam się, czy obsługujący social media dla producenta tej wódki czasem nie byli na rauszu. Oczywiście: po Żytniej. Wygląda na to, że Mocarz przy niej to Vibovit, jeżeli efektem spożycia Żytniej są takie memy.
Ok, ale wracając do sedna. Rzekoma agencja się kaja w „internetach” (zresztą bardzo ładnie, z pokorą, potwierdzając swój fail, nie tłumacząc, nie wybielając, bijąc się w pierś – zgodnie z regułami PR zarzadzania kryzysowego). Okazuje się to ponoć jakaś spółka z o.o. – krzak. Zatem rozmywamy odpowiedzialność. Bo Polmos Bielsko-Biała rzekomo powierzyła prowadzenie profilu facebook marki Extra Żytnia „profesjonalnej” agencji reklamowej – Project Sp. z o.o. z siedzibą w Toruniu (cudzysłów użyty świadomie, ta spółka za bardzo nie istnieje w Internecie, z KRS dowiedziałem się, że istnieje od 2005, ma dwóch udziałowców a kapitał zakładowy wynosi 50 tys. zł; nie znalazłem nawet oficjalnej strony firmowej www). Tyle, że to nie zwalnia z odpowiedzialności producenta wódki. Przynajmniej ja tak uważam.
Co ważne, uważam, że Autor zdjęć jak i osoby związane rodzinnie lub emocjonalnie (znajomi, przyjaciele) ze zmarłym ze zdjęcia, mają prawo wytoczyć proces o ochronę dóbr osobistych. Zarówno przeciwko agencji – krzakowi, którą teraz się sprytnie obciąża odpowiedzialnością, jak i przeciwko samemu Polmosowi. Oczywiście, zrozumiałe jest, że np. Autor fotografii czy bliscy lub znajomi zmarłego ze zdjęcia, nie muszą chcieć np. zadośćuczynienia pieniężnego dla siebie (choć mogą). Jest jednak możliwość, by oprócz przeprosin, naruszyciele (i nieważne czy naruszenie było zawinione czy nie), mogą żądać np. zapłaty przez pozwanych określonej kwoty na jakiś cel społeczny. Np. na wspieranie ofiar komunizmu i/lub ich rodzin czy bliskich.
Osobną kwestią jest natomiast odpowiedzialność Polmosu/agencji za złamanie zakazu reklamy alkoholu w Polsce (dozwolona jest tylko reklama piwa – pod wieloma warunkami). Kwestie te reguluje ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (zakaz reklamy i promocji wódki wynika wprost z art. 13 (1) ust. 1 tejże ustawy). Na koniec, na zasadzie cytatu załączam poniżej oryginalne zdjęcie, które zostało tak nieładnie wykorzystane przez Polmos Bielsko-Biała i wynajętą agencję. Celem jest z jednej strony ilustracja (o jakie zdjęcie chodzi), z drugiej strony lekcja historii (dlatego odsyłam też do bloga Autora zdjęcia i świadka tamtych dramatycznych wydarzeń). To być może jedyny pozytywny efekt skandalu z Żytnią: mała lekcja historii, zwłaszcza, dla młodych i/lub niedouczonych:
Źródło: www.Lubin82.pl, Autor: Krzysztof Raczkowiak